Voigtländer Nokton 50 mm f/1,2

Koniec roku. ostatni dzień i…. przed Wami długo wyczekiwane szkło. Jesteście ciekawi czy w światku standardowych obiektywów do pełnej klatki  może nas jeszcze coś zaskoczyć? Raczej nie… Też tak myślałem, a jednak po raz kolejny zostałem poddany mocno angażującej próbie…

Wybaczcie mi ton tego artykułu. Nie mogę inaczej. Jestem dogłębnie, pozytywnie zaskoczony. Koniec roku 2018 to recenzja obiektywu Voigtlander Nokton 50 mm f/1,2. Obiektywu, na który długo czekałem. W końcu udało mi się i tuż przed świętami obiektyw znalazł się u mnie. Wpakowawszy go do welurowego woreczka, umieściłem go w torbie, prawie w ogóle go nie oglądając.  Zastanowiłem się jak go sprawdzić? Może nawet nie jak, ale gdzie? Nieszczególne okoliczności przyrody oglądane zza okna skłoniły do poszukania odpowiedniejszych warunków i obiektów. Po kilkunastu godzinach byłem już na miejscu testu. Wyciągnąłem obiektyw z torby. Podskórnie czułem, że wynik testu może mnie zaskoczyć. Nie wiedziałem czy pozytywnie czy negatywnie… Przyjrzałem mu się uważniej.

Jest to obiektyw wykonany według schematu przyjętego dla modelu 35 mm f/1,2 i 40 mm f/1,2. Taki sam pierścień nastawiania ostrości, taki sam pierścień ustawiania przysłony. Duży skomasowany ciężar. Ta sama średnica mocowania filtra. Takie samo, chromowane zakończenie przodu obiektywu, będące bagnetem dla dedykowanej osłony przeciwsłonecznej. Podobne wysunięcie tylnej soczewki w głąb korpusu, poza bagnet mocowania. Oczywiście bagnet Leica M. Obiektyw nie jest produkowany z mocowaniem Sony E, podobnie jak obiektyw 35 mm f/1,2 – moje kultowe narzędzie pracy. To mnie zmusiło do zastanowienia. Konstrukcja 40 mm f/1,2 produkowana jest z mocowaniem do Sony E, choć ją mam i testowałem – posiadam wersję z mocowaniem M. Jednak Noktony 35 mm i 50 o świetle f/1,2 wykonane są jedynie dla korpusów Leica.  

Wcześniej w artykule poświęconym oczekiwaniu na to szkło, zauważyłem jego podobieństwo w budowie optycznej do obiektywu Summilux 50 mm f/1,4. Ta obserwacja połączona z analizą innych obiektywów Voigtlandera, kazało mi oczekiwać obiektywu o wyśrubowanej jakości optycznej. Nieco mniejsza jasność niż w Noktonie 50 mm f/1,1 i inna bo nie „planaropodobna” a nowocześnie skorygowana konstrukcja, budziły spore oczekiwania. Zapowiadana przez producenta, skomplikowana budowa optyczna również zapowiadała wyjątkowy obiektyw, a już napewno, najlepszą pięćdziesiątkę Voigtlandera.

Jednak gdy trzymamy ten obiektyw w ręku ta skomplikowana budowa nie jest zauważalna. To pięknie wykonany, precyzyjne spasowany obiektyw o niewielkich rozmiarach jak na jasność, którą oferuje. Ciężki, masywny, skondensowany przedmiot o skoncentrowanej masie. Niepozorny niczym jego nieco większy brat Nokton 35 mm f/1,2, tyle, że nieco krótszy. Budzi zaufanie. Pięknie cykający pierścień przysłony, „zaskakujący” co 1/3 działki podkreśla ogólne wrażenie solidności. Zero luzów, właściwe opory na pierścieniach i podobnie jak w Noktonie 35 mm f/1,2 – 12 lamelek przysłony. Solidny obiektyw. To podobieństwo do Noktona 35 mm f/1,2 sprawiło, że pojawiła się nadzieja, że może ten obiektyw, mógłby być dopełnieniem zestawu jasnych, pełnoklatkowych szkieł Voigtlandera o najwyższej jakości. 35, 40 i 50 mm o świetle f/1,2… Kusząca wizja? Tak, ale czy jakość wykonania przełoży się na jakość zdjęć?

Nim odpowiem na to pytanie, krótki opis podsumowujący opis techniczny. Średnica: 63,3 mm, długość 49 mm, waga 344 g. Budowa optyczna 8 elementów w 6 grupach w tym dwa elementy obustronnie asferyczne i jeden element o ultra niskim współczynniku załamania światła. Przysłona z 12 lamelek, przymykana co 1/3 działki, pracująca w zakresie f/1,2 do f/22. Średnica filtra 52 mm.

Pozostało nałożyć ten obiektyw na wysokorozdzielczą matrycę Sony, poprzez adapter VM-E Close Focus i zobaczyć co się stanie. Pierwsze kadry, i pierwsze chwile od razu mną wstrząsnęły. Już podczas zdjęć, na powiększonym podglądzie, podczas nastawiania ostrości widziałem nieprawdopodobną jakość. W poszukiwaniu perfekcji chciałem nieco przymknąć przysłonę, ale to okazało się zbędnym zabiegiem. Pozostała otwarta. papierowa głębia ostrości zmuszała do uważnego fotografowania, ale…. To co widziałem i na co ostrzyłem było bezwzględnie ostre. Nie widziałem, żadnych aberracji chromatycznych, nawet w miejscach, które zwykle zapraszają to zjawisko do budowania obrazu. Nic! Zrozumiałem, że to dopełnienie szerszego Noktona 35 mm f/1,2. Niesamowitą przyjemnością było założenie go na korpus i fotografowanie nim. Duża jasność sprawiała, ze nawet w grudniowy dzień z łatwością doszedłem do czasów 1/8000 i musiałem obniżyć czułość. Wszystko po to aby zachować w pełni otwartą przysłonę. Po uzyskaniu kilku zadowalających kadrów, zacząłem poddawać ten obiektyw coraz trudniejszym testom. Najpierw oceniłem jak zachowuje się on na minimalnych odległościach ogniskowaniach (70 cm – czyli normalnej minimalnej dla dalmierzowego korpusu Leica i 41,7 cm dla Sony E z adapterem VM-E CF). Nie było, źle. Trzeba było uważać na minimalną głębię. Potem oceniłem fotografowanie na dużych odległościach. Po przymknięciu przysłony i bez. Byłem pozytywnie zaskoczony. 

Szok przeżyłem oglądając powiększenia na dużym monitorze. Niebywała ostrość, nie dawała porównać się z innymi szkłami o tej ogniskowej. To jest jakość obiektywu APO-Lanthar 65 mm f/2 zamkniętego w miniaturowej obudowie, pozbawionej funkcji makro. Aberracja chromatyczna pojawiła się tylko na trzech z kilkudziesięciu zdjęć i to na motywach ewidentnie nią zagrożonych. W większości sytuacji nie wystąpiła w ogóle. Rozmycie tła, na otwartej przysłonie jest bardzo aksamitne, ale wszystko zależy od odległości motywu głównego od tła. Z tym jest podobnie jak z Noktonem 35 mm f/1,2. Trzeba się tego nauczyć. Jest sterylnie, ale jeśli tło jest złożone z maleńkich elementów może pojawić się delikatna nerwowość, nie będąca wadą obiektywu ale pochodną charakterystyki tła. To co potrafi ten obiektyw, absolutnie zadziwia. Taki przykładowo Canon EF 50 mm f/1,2 L to zupełnie inne szkło. Marzycielskie, nieszczegółowe, zyskujące użyteczność po przymknięciu o 2-3 działki przysłony. Miałem już ostre pięćdziesiątki. 50 mm f/2,5 do Canona, czy Zeiss Planar 50 mm f/2 Makro. Miałem zbliżonego ogniskową – perfekcyjnego Sonnara 55 mm f/1,8. Mam szkło Nokton 50 mm f/1,5 ale… Te wszystkie szkła są gorsze od tej pięćdziesiątki. 

ostatni artykuł podkreślał doskonały mariaż obiektywów 35 mm f/1,2 i APO-Lanthar 65 mm f/2… Tymczasem para 35 mm f/1,2 i 50 mm f/1,2 może go zastapić. Podkreślę raz jeszcze. Nie wycofuję się z poprzednich testów. Lanthar to absolutnie fenomenalny obiektyw, który już na zawsze pozostanie ze mną. Chociażby do profesjonalnych prac. Jednak na sesje bardziej artystyczne mogę spokojnie zabrać zamiast niego ten właśnie obiektyw 50 mm. Dodam, że dla mnie pięćdziesiątka (zwłaszcza taka jasna), jest już jakby teleobiektywem. Jest wąska. Standardem jest dla mnie szkło 35 mm. W torbie zrobi się więcej miejsca (APO-Lanthar jest duży), a jej waga znacząco spadnie… APO-Lanthara zabierać będę tylko na sesje profesjonalne. To szokujący dla mnie samego wniosek. Wniosek dowodzący, że niczego nie można być pewnym do końca.

Nokton 50 mm f/1,2 wbił mnie w ziemię. Jakość uzyskanego na teście materiału, każe mi już planować sesję bardziej zaawansowaną. Doskonałość tego niewielkiego szkła w połączeniu z jasnością zadziwia. Już widzę, że to kolejne szkło, które należy bliżej poznać. Podobnie jak jego cięższy o 126 gram brat o ogniskowej 35 mm, może przyczyniać się do tworzenia referencyjnych jakościowo obrazów o wielkiej głębi i plastyce. Jest od niego ostrzejszy (myślałem, że to niemożliwe chociaż w sumie to łatwiejsza do zbudowania pięćdziesiątka), a dłuższa ogniskowa zapewnia jeszcze lepszą separację obiektu głównego od tła. Ku memu zaskoczeniu, separacja przy otwartej przysłonie jest możliwa, nawet dla obiektów oddalonych o kilkanaście metrów. Można cały czas fotografować na przysłonie f/1,2, używając przysłony tylko do kontroli szerokości pola ostrości. Trudno to opisać. Tylko kilka zdjęć z tych, które przedstawiam poniżej wykonałem, przymykając przysłonę do f/2. Zabawa z tą pięćdziesiątką była przednia. Podobnie jak szczerze polecam szkło Nokton 35 mm f/1,2 Aspherical II tak równie szczerze polecać będę tą pięćdziesiątkę, każdemu, kto dąży do fotograficznej perfekcji. Zawsze podkreślam, że to co fotografujesz to Twoja sprawa i największy problem, jednak posiadanie najlepszych z możliwych narzędzi oferuje wyższą jakość uzyskiwanego obrazu. Gdybym przyznawał gwiazdki w testach – ten obiektyw otrzymałby u mnie 5 na 5 gwiazdek w każdej możliwej kategorii. APO-Lanthar musiałby dostać 6 na 5 gwiazdek w kategorii ostrość. Jako, że gwiazdek nie przyznaję napisze jedynie, że wart jest każdej złotówki i na tak doskonałych korpusach jak Leica M Monochrom Typ 246, Sony A7R, A7RII czy A7RIII przesunie granice Waszej percepcji w świat bardziej wysmakowanych obrazów.

Na koniec refleksja. Obiektyw jest nowoczesny. Zwłaszcza jeśli chodzi o budowę optyczną. Doskonale skorygowany i nienagannie ostry. Ostrzejszy od maleńkiego ale łączącego ostrość z klasycznym obrazowaniem Noktona 50 mm f/1,5. Jest nowoczesny jak APO Summicron 50 mm f/2 i podobnie wydajny ale… Zachowuje minimum analogowego obrazowania, co sprawia, że wykonane nim obrazy, zachowują więcej charakteru niż obrazy z chirurgicznie precyzyjnie skorygowanych szkieł typu Sonnar 55 mm f/1,8 czy właśnie wspomniany APO Summicron, które stają się obiektywne i jakby nieobecne, nie dodając do wykonywanych fotografii swojej interpretacji rzeczywistości. Nokton 50 mm f/1,2 z pewnością pozwoli kreować wspaniałe obrazy. A ja z torby się go już nie pozbędę. Nie spodziewałem się, że tak szybko znajdę szkło, które pozwoli chociaż w części przypadków zastąpić APO-Lanthara. Polecam! Polecam! Polecam!

Pamiętajcie, że zdjęcia można powiększać dwukrotnie klikając.



admin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *