Voigtländer ULTRON 35 mm F/2

Spieszę podzielić się z Wami opinią o jednym z najnowszych obiektywów Voigtlander. Zaprezentowany w Polsce na Targach Foto-Video w Łodzi został od razu doceniony przez wielu oglądających. Przez wielu, ale nie przez wszystkich. Zainteresowali się nim puryści, analogowi fani, znawcy kamer z Wetzlar i zwyrodnialcy szukający w instrumentach optycznych czegoś więcej niż tylko odwzorowania rzeczywistości. Oczywiście na targach nie mogło być mowy o bliższym poznaniu czy też sensownym wyciągnięciu konstruktywnych wniosków. Powstrzymywałem się więc z opinią… 

Dobrze zrobiłem! To jeden z najciekawszych ale też najbardziej skomplikowanych obiektywów Voigtlandera. Nie. Nie pod względem budowy optycznej – chociaż ta stoi na wysokim poziomie. Pod względem założeń, które zaowocowały powstaniem tak interesującego szkła. To jeden z obiektywów, które spokojnie mogą przejść do historii obok takich legend jak „The King of Bokeh” – czyli IV, 7 soczewkowa wersja Summicron-M 35 mm f/2 z 1979 roku. Stanie się tak za sprawą obrazów, które ten obiektyw stworzy na matrycach i filmach zapaleńców, którzy zechcą go poznać.

Maleńki ale bardzo precyzyjnie wykonany obiektyw.

O tym obiektywie można by napisać książkę, ilustrowaną wieloma bardzo różniącymi się od siebie obrazami. Jej lektura nie przybliżyła by nas do odpowiedzi na pytanie – Jaki to obiektyw? Mając go w torbie nosić będziecie arcydzieło sztuki użytkowej i interesujące preciozum przyciągające wzrok, które niczym tykająca bomba może eksplodować zachwycającym. … wróć! Dogłębnie zachwycającym obrazem, jeśli tylko użyjecie go z pełną świadomością dobrze poznanego narzędzia. Ile zajmie Wam poznanie tego obiektywu? Nie wiem. Myślę, że cieszyć się będziecie odkryciami nietuzinkowego obrazowania, wielokrotnie i dołączycie do grona entuzjastów godzinami rozprawiającymi o tym dlaczego tę właście trzydziestkę piątkę wzięło się do tego motywu, a tę do innego. Tak. Charakter obrazu jest tu najważniejszym aspektem. Nie wiem jak inżynierowie z firmy Cosina osiągnęli ten efekt, ale jak zobaczyli uzyskiwane obrazy, od razu podjęli decyzję w jakie ramy oprawić tę optykę. Linia Vintage to wygląd, który sugeruje wiele. Obietnicę ciekawego, analogowego wyglądu obrazów spełnia z nawiązką, ale na tym nie kończy – ponieważ dodaje nowoczesną rozdzielczość i korekcję współgrającą z wysoko-rozdzielczymi matrycami. Przed Wami – Jego Analogowość –  Miłościwie Digitalny – Voigtlander Ultron 35 mm f/2. Na kolana niedowiarki! Chcecie magi w fotografii? Nie musicie sięgać po konstrukcje Leica z lat sześćdziesiątych. Załóżcie na korpus Panasonic SR1, Nikon Z, Canon R, Leica M, Leica SL, Sony A7R III czy co tam macie jeszcze w torbach to cudeńko i możecie zaczynać przygodę z nowym wyglądem swoich fotografii.

Mechanicznie doskonały. Zwróćcie uwagę na dźwignię ostrzenia….

Aby nie było za łatwo powiem, że chociaż charakterność tego szkła można w sprzyjających warunkach zauważyć dość szybko to brak powtarzalności i chaotyczność występowania utrudniają wyciąganie wniosków. Ja zwróciłem początkowo uwagę na budowę optyczną, która swobodnie sięga do takich wzorców jak współczesny Summicron-M 35 mm f/2 ASPH. Ie mamy tu do czynienia ze ślepym naśladownictwem ale raczej inspiracją, która sięga nieco dalej. Poza elementem asferycznym dodano także element o częściowo niskiej dyspersji, a układ soczewek liczy 8 a nie 7 soczewek, ulokowanych w pięciu grupach. 10 listkowa przysłona zdaje się być jednym z kluczowych elementów tej konstrukcji, która dzięki przysłonie potrafi zmieniać w znacznym stopniu charakterystykę obrazu. Całość waży 170 gram i wygląda… Znakomicie.

Nie umiem tego wyjaśnić ale Heliar 50 mm f/3,5 wygląda ekstrawagancko i elegancko. Ten Ultron jest bardzo elegancki. Jego „historyczny”, wygląd w jakiś dziwny sposób pasuje nawet do nowoczesnych kamer. Oczywiście na korpusie Leica wygląda kozacko, ale na Sony też nie najgorzej. Dźwigienka ułatwiająca ostrzenie to sama rozkosz. Wraz z aksamitnie działającą mechaniką ostrzy od 58 cm. Pierścień ostrości ma wyraźne, ostre nacięcia w czystym chromie co nawiązuje do starych obiektywów Voigtlandera z lat pięćdziesiątych. Dzięki temu łatwo go uchwycić. Podobnie sprawa ma się z pierścieniem zmiany przysłony. Obiektyw dedykowany jest do systemu Leica-M i można używać go w innych bezlusterkowcach z użyciem stosownych adapterów. Założony na dowolny korpus, postarza nasz system o kilka dziesięcioleci co od razu zmniejsza zainteresowanie naszą osobą i „nieprofesjonalnym, staroświeckim” sprzętem jaki używamy. Znawcy od razu nabierają szacunku – na kamerze mamy coś „dziwnego” i z klasą. Obiektyw wygląda naprawdę dobrze. Do fotografii ulicznej nadaje się bardzo. Sony czy Leica z tym szkłem wyglądają osobliwie i niegroźnie. Ogólnie jednak nie street powinien być głównym poligonem testowym dla tego szkła. Jeśli nie street to co? Odpowiem wymijająco ale potem uzasadnię. To obiektyw ogólnego przeznaczenia. Dobra trzydziestka piątka. Jeśli tak, to dlaczego Cosina dodała go do innych obiektywów 35 mm? No właśnie! Mamy w systemie Voigtlandera kilka obiektywów 35 mm. Jest Nokton 35 mm f/1,2, jest Ultron 35 mm f/1,7, jest Nokton 35 mm f/1,4 Classic i jest Color Skopar Pancake II 35 mm f/2,5. Po co tyle tego? Otóż odpowiedź jest prosta. Ten obiektyw plasuje się dokładnie pomiędzy dobrze skorygowanym Ultronem f/1,7 a Noktonem 1,4 Classic. Jeśli piszę dokładnie pomiędzy tymi konstrukcjami to właśnie dokładnie tak jest. Z Ultrona czerpie swą doskonałość optyczną i poprawną korekcję, która potrafi odpłacić się ostrym obrazem przy otwartej przysłonie co jednak bywa momentami zbyt poprawne (taki jest Ultron 1,7). Z Noktona Classic czerpie pełnymi garściami rodzaj rozmycia o wyjątkowo plastycznym charakterze, czyni to jednak tylko w zakresach otwartych przysłon. Nigdy jednak nie dopuszcza do zmiękczeń, które, zwłaszcza w nowym Noktonie 35 mm f/1,4 z mocowaniem do Sony występują nagminnie na pełnym otworze wnosząc nadmiar plastyki. Nowy Ultron balansuje zgrabnie pomiędzy tymi tendencjami i przez ten swój balans umożliwia świadome wykorzystywanie go w różnych sytuacjach.

Plastyka rozmyć jest duża, nawet na przysłonach przymkniętych. Nie szaleje tak bardzo jak na otwartej przysłonie, ale po swojemu interpretuje nieostrości, nadając obrazowi swoisty sznyt. Przypomina to złagodzony efekt rozmyć w szkłach anamorficznych. Nie jest nudno.

Na otwartej przysłonie potrafi pięknie niczym wersja Classic, zinterpretować rozmycia, zwłaszcza mocniejsze punktowe światła.

Po przymknięciu i na dużych odległościach zachowuje się jak analogowe obiektywy z lat siedemdziesiątych.

Winieta na otwartej przysłonie jest duża i łatwo przeradza się wraz z przymykaniem w zmianę barwy – więc jeśli stosujecie automatykę balansu bieli, możecie zanotować różną kolorystykę obrazu w zależności od przysłony.

Praca pod światło, wymaga zgłębienia. Kontrast jest i ostrość także, ale różnie wyglądają flary w zależności od przysłony. To wspaniały obiektyw do zabawy tym zjawiskiem. Co ciekawe praca pod światło rozproszone (np. zamglone niebo) może wprowadzić nostalgiczne zachowanie się świateł, które dostają więcej „powietrza”.

Ogólnie jest to bardzo ciekawy obiektyw 35 mm, który może być tym jedynym szkłem o tej ogniskowej w dobrze dobranym systemie. Ostrzenie jest łatwe. Obrazy bardzo poprawne, a jak na takie maleństwo wręcz znakomite i do tego jeszcze owa plastyka, którą można zaprząc do pracy nad Waszymi wizjami. Od f/5,6 to referencyjna trzydziestka piątka. Nie ma tej jakości jak Nokton 35 mm f/1,2 ASPHERICAL, ale jest wspaniała.

To nie wszystko. teraz sami wyciągnijcie wnioski. na początek trochę zwykłych fotografii.

f/2
f/4
f/2
f/4
f/2 – pełna plastyka i dziwne tło – kocham to!
admin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *