Voigtländer Classic MC czy SC? Oto jest pytanie?

Ten artykuł nie będzie typowy. Niedawno wróciłem ze Zlotu Optyczne.pl w Łochowie. Było ciekawie. Uczestnicy jak zwykle, mogli na miejscu korzystać z licznie zgromadzonego sprzętu wszystkich marek. Testom nie było końca. Myślę, że gdyby wszyscy fotografujący wiedzieli jak bardzo unikalną możliwością jest przetestowanie w jednym miejscu prawie każdego sprzętu jaki przyjdzie nam do głowy – to uczestników byłoby jeszcze więcej. To nie testy przy stoisku. To możliwość wypożyczenia na dzień, dwa, czy tylko kilka godzin dowolnego sprzętu i zabrania go ze sobą w plener. Nic tak nie rozjaśnia umysłu jak przetestowanie sprzętu przez samego siebie. Decyzje zakupowe stają się rozsądniejsze, a przecież to, że wielu ciekawych pozycji nie ma w sklepach, a jeśli już są to nie można ich dowolnie sprawdzać jest normą. Tylko Optyczne dają możliwość swobodnego przetestowania sprzętu. Fajna i ciekawa inicjatywa. To oczywiście – poza miłą atmosferą – nie wszystko. W tle odbywają się wykłady, plenery i warsztaty. Nigdy nie byłem zainteresowany takimi imprezami, ale gdybym wiedział, że tak to wygląda… Rzesza uśmiechniętych maniaków fotografowania w jednym miejscu.  

Trzy Noktony – od lewej Nokron Classic 35 mm f/1,4, Nokton Classic 35 mm f/1,4 SC i Nokton Classic 40 mm f/1,4. Podobne zewnętrznie i zupełnie inne w otrzymywanych rezultatach.

Dla mnie te imprezy to przede wszystkim dzielenie się wiedzą na temat obiektywów Voigtländer. Moje maniactwo w tym zakresie, być może także wiedza i umiłowanie tego sprzętu, sprawiły, że poproszono mnie o wygłoszenie wykładów. W Janowie Podlaskim i teraz w Łochowie miałem okazję przekazać nieco wiedzy o unikalnym obrazowaniu. O sprzęcie, który jest mało znany, a zasługuje na uznanie i zainteresowanie. Wrosłem w Voigtländera dlatego, że nie szukam w obrazowaniu łatwości w postaci systemu AF i szybkostrzelności. Poszukuję pięknych kadrów, wysokiej jakości i precyzji operowania głębią ostrości. Gdyby nie było bezlusterkowców to wszystko nie miałoby sensu. Ale są! Są i umożliwiają podgląd powiększonego fragmentu obrazu w wizjerze, czego nie potrafią lustrzanki. One muszą zdawać nas na system AF. Jednak w momencie gdy przesiadamy się na precyzyjne szkła o jasności f/1,2 czy f/1,1 precyzja zaczyna mieć znaczenie. Precyzja manualnego ostrzenia, które wnosi do tej operacji odrobinę humanistycznego, uczłowieczonego działania. To przede wszystkim. 

Od razu wiadomo, który jest który. Różnica w kolorze warstw przeciwodblaskowych – znacząca.

Dlatego porzuciłem i sprzedałam szkło, które jest genialnym przykładem nowoczesnej inżynierii i dowodem na to, że obiektywy z AF do bezlusterkowców nie muszą być duże, jak twierdzą nowi gracze na rynku pozbawionym luster. Mam na myśli Zeiss Sonnar 55 mm f/1,8 FE. Piękny obiektyw o wysokiej jakości, który spokojnie można potraktować jako wzór standardu. Jednak, gdy ostrzymy nim manualnie, nasza wola przekazywana jest na układ optyczny przez elektronikę, a gładko obracający się pierścień ostrości to tylko przełącznik. W rezultacie precyzyjne ostrzenie nie jest do końca łatwe (wydaje się, że jest – dopóki nie popracuje się na obiektywach z doskonałą mechaniką jak Leica, Voigtländer czy manualny Zeiss). Ostrzenie z AF zaczyna nie wystarczać, bo jeśli zbliżymy się do modela i dramatycznie zmniejszymy głębię ostrości…. Zaczynamy mieć problemy. AF na oko? Czemu nie, tyle, że z 1,5 metra oko zaczyna składać się z rzęs i źrenicy, a system nastawia na najbliższy punkt, lub punkt najbardziej kontrastowy…

Ja w codziennej pracy używam głównie sprzętu Sony i Leica oraz szkieł Voigtländer. Jak zauważył kolega pod koniec zlotu, „to fajne, że mówisz z przekonaniem o tym sprzęcie, a potem pakujesz go do torby i jedziesz na profesjonalną robotę” – był świadkiem mojego pakowania. Dodam, że pakuję obiektywy Voigtländer i jadę na każdą robotę z uśmiechem i pewnością, że uzyskam takie obrazy jakich pragnę. I to jest fajne!

No właśnie – tu dochodzimy do sedna. Sprzęt firm takich jak Leica, Voigtländer czy Zeiss uczy pokory w doborze właściwego szkła. Często sięgnięcie po starszą, leciwą konstrukcję z drugiej ręki może sprawić, że uzyskamy kadry ciekawsze niż te do których przywykliśmy.

Na tym polu ewidentnie przoduje Voigtländer, który jako jedyny oferuje obiektywy nie do końca skorygowane, a przez to mające charakter, i zmieniające świat, pokazywany w naszych fotografiach.

Tak to chyba już jest. Najpierw gonimy za idealną jakością, potem, gdy już ja mamy szukamy niuansów, smaczków, ciekawszego obrazowania. Obiektyw Leica APO Summicron-M 50 mm f/2 jest przykładem szkła, które skorygowane jest do granic możliwości (podobnie jak Heliar 50 mm f/3,5 czy 2,8 Voigtländera), będąc przez to niejako „przezroczystym”. Nic od siebie nie dodaje. Zaletą jest jak najdoskonalsze pokazywanie świata. Takich konstrukcji jest na rynku coraz więcej. Dlatego właśnie obiektywy serii Classic, Voigtländer uznaję za przeciwny biegun dla tych idealnych szkieł.

O obiektywie Voigtländer Nokton Classic 35 mm f/1,4 już pisałem. Pisałem o moim niezrozumieniu tego szkła. O ocenianiu go przez bezdusznie rozumianą jakość od brzegu do brzegu kadru. Nie tylko ten obiektyw tak oceniłem. Znacznie lepszy od niego, a jednak także nie do końca skorygowany jest obiektyw Nokton Classic 40 mm f/1,4. Tych obiektywów trzeba się nauczyć i trzeba je zrozumieć. Należy też mieć w sobie sporą dawkę ciekawości i pokory, aby pomyśleć, dlaczego taki producent, który produkuje szkła Zeiss Milvus czy Otus ma w swej ofercie szkła nie do końca skorygowane?

No właśnie. Produkuje, ale to nie wszystko. Obecnie seria obiektywów 35 i 40 mm jest całkiem spora. Mamy referencyjnego Noktona 35 mm f/1,2 ASPHERICAL II z mocowaniem M, mamy Ultron 35 mm f/1,7 z mocowaniem M, mamy Nokton Classic 35 mm f/1,4 z mocowaniem M i Sony E. Szkła 40 mm reprezentowane są przez obiektyw Nokton 40 mm f/1,2 z mocowaniem Sony E i M, Heliar 40 mm f/2,8 z mocowaniem M/E oraz Nokton 40 mm f/1,4 Classic. Stop! To nie wszystko… Tu właśnie zaczyna być ciekawie. Konstrukcje Nokton Classic o świetle f/1,4 i ogniskowych 35 i 40 mm produkowane są w wersjach MC i SC!

Na zachodzie wiele piszę się o tych szkłach. Ich analogowy look jest już legendą. Ja przekonałem się do tego, że fotografie ze skorygowanej trzydziestki piątki czy czterdziestki mogą być nudniejsze od tych z serii Classic. Jednak czy ma sens produkcja szkieł z jedną i wieloma warstwami przeciwodblaskowymi???? Tego nie wiedziałem. W moje ręce wpadło rzadkie w Europie szkło SC o ogniskowej 35 mm. Skonfrontowałem je ze znaną wersją MC. Firma Cosina wie co robi. Parę słów o wersji SC.

Łudząco podobna do „zwykłego” Noktona Classic 35 mm f/1,4. Miniaturowe szkło z mocowaniem Leica M wygląda tak samo. Co ciekawe obiektyw Nokton Classic 40 mm f/1,4 też wygląda identycznie. Obiektywy różnią się pomiędzy sobą wyglądem soczewek. Ciepła barwa warstwy przeciwodblaskowej obiektywu SC odróżnia go od zimnej wersji „normalnej” – wielopowłokowej. Tu różnice się kończą. Czy jest różnica w obrazie? Musiałem się przekonać. Przebijające się przez palmowe liście słońce, i wielopiętrowa roślinność tropikalna o wybujałym zróżnicowaniu konturów liści, obiecywała idealne warunki do zdjęć. Postanowiłem zrobić kilka zwykłych portretów, niezwykłymi obiektywami. Niezwykłymi, bo pięknie grającymi tłem. Wnioski narzuciły się same. Posiadanie w torbie takiego maleństwa jak Nokton Classic to wręcz obowiązek, dla każdego, kto szuka w swych zdjęciach klimatu. Tego dodatkowego „czegoś”. U mnie spoczął on obok zwykłej, skorygowanej trzydziestki piątki. Warto mieć go ze sobą zawsze. Jeśli chcemy ciekawego kadru innej relacji rzeczywistości, dopowiedzenia do naszej historii czegoś więcej….

Obiektyw rysuje tak samo jak wersja „zwykła”. Jednak wraz z ostrością w centrum kadru i jej brakiem na brzegach (przy otwartej przysłonie), niesie ze sobą niższy kontrast, który…. Można pokochać. Tak. To nie to co niższy kontrast, podpinanych do bezlusterkowców obiektywów m42 z lat osiemdziesiątych czy siedemdziesiątych. To duża, nowoczesna ostrość – choć nie totalna żyleta – i mniejszy, obniżony kontrast. Teraz mogę Wam się przyznać, że wersja SC jest ciekawsza, ponieważ jeszcze bardziej pomaga generować „odmienny” obraz rzeczywistości. No cóż, posiadanie szkła 35 lub 40 mm w wersji Classic to bardzo dobre posunięcie. Posiadanie wersji SC to jeszcze większa zabawa w niepowtarzalne ujęcia!.

Zobaczcie sami – być może nie potrafię przekazać precyzyjnie tych wrażeń, są bowiem zbyt ulotne. 

I na koniec refleksja. Dla kogo jest ten obiektyw? Dla kogo w ogóle są wersje Classic? Czy tylko dla fotografów ślubnych, polujących na stylizowane, słodkie kadry? Ja uważam, że jest to dobry wybór dla każdego fotografa ślubnego, ale i każdego kto chce wnieść do swych zdjęć trochę wartości dodanej, w postaci plastycznego tła. Oceńcie sami.

Poniżej efekt rozmycia obiektywu skorygowanego – pracującego na w pełni otwartej przysłonie. Voigtländer Nokton Classic 35 mm f/1,2 ASPHERICAL II na f/1,2. Tło rozmyte mlecznie. Świetlne punkty regularne. Ostrość na detalu – rzęsy, taka jak oczekiwałem.

 

Poniżej to samo ujęcie z wersji Classic… Zaczynacie rozumieć?

 

To nic. Poniżej zdjęcie z obiektywu Nokton Classic 35 mm f/1,4 wersja “zwykła czyli MC. Jest kontrast. Wszystko ok. Dziwne jak na Classic tło.

A teraz już tylko fotografie z SC.

Poniżej mój ulubiony kadr z tej lokalizacji.

admin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *